♫ – OFF TOPIC – Niezależność energetyczna


 


Mój tani generator…

♫ – OFF TOPIC – Niezależność energetyczna

Wstęp

Jak tłumaczyłem już we wcześniejszych wpisach, od czasu Konstytucji 3 Maja, nikt na planecie Ziemia nie ma już możliwości posiadania nieruchomości. Wszyscy jedynie jesteśmy dzierżawcami gruntu i budynków od nieznanych ogółowi, zakulisowych „właścicieli planety”. A nawet jak ktoś postawi na „niby swojej ziemi” dom, to nie jest on jego żadną własnością. Tylko dzierżawą którą się dla kogoś nieznajomego wybudowało…

Do tego dochodzi uzależnienie każdego niemal mieszkańca planety od dostarczanej mu energii. Od połowy XIX wieku, z każdym rokiem wzrastało uzależnienie ludzkości od prądu elektrycznego. Nie jest to nic zdrożnego – taki jest po prostu kierunek rozwoju cywilizacji. Niestety, idziemy w złym kierunku i ktoś kiedyś musi wskazać inną drogę, bo moim zdaniem, dostarczana nam energia powinna być „symbolicznie tania”, tak jak niezwykle tania jest jej „przemysłowa produkcja”. Bo koszt wyprodukowania 1 kWh energii przed „wpompowaniem” jej do sieci elektroenergetycznej, wliczając w to wszystkie poniesione koszty, to rząd kilku groszy…

Na temat zdumiewających i zadziwiających spraw związanych „z elektrycznością” mam zamiar napisać cały szereg dobrze udokumentowanych „opowiadań”, i zapewniam Państwa, że te dostępne ogólnie informacje, niejednego Czytelnika zadziwią lub nawet zaszokują…

Ale wracając do tematu, muszę się przyznać, że mam swoje marzenie. Moim cichym marzeniem jest zbudowanie instalacji, która była by przykładem dla innych: że można żyć bez kupowania „z zewnątrz” energii.

Można zrezygnować zarówno z dostaw gazu jak i energii elektrycznej do naszego domu, przy tym nie rezygnując z naszych „potrzeb energetycznych”. Uważam że jest to proste, tanie i znajdujące się dla każdego w zasięgu ręki…

Należy tylko zrobić pierwszy krok…

 

Stan „istniejący”, na moim przykładzie…

Mieszkam w jednorodzinnym domu z połowy lat 50-tych XX wieku. Dom wielokrotnie, etapowo modernizowałem. Ma około 120 m2 powierzchni, jest częściowo ocieplony styropianem (ściany ocieplone, dach jeszcze nie – więc większość ciepła tamtędy ulatuje).

Korzystam z dostaw energii elektrycznej oraz cieplnej w postaci rury, którą dostarczany jest gaz.

Proporcje w średnim (rocznym / dobowym) zużyciu energii są takie:
Dobowe zużycie energii elektrycznej – do 10 kWh (zakładamy dla łatwości obliczeń, że jest to 12 kWh). Zakładając aktualną cenę energii 1 kWh zawartą w dostarczanym „prądzie” = 24 grosze (0,24 zł), dobowo płacimy 2,40 zł, a rocznie 876 zł.

Dobowe zużycie energii zawartej w gazie – do 40 kWh (zimą bywa więcej, latem mniej). Zakładamy dla łatwości obliczeń, że jest to 48 kWh. Zakładając aktualną cenę energii 1 kWh zawartą w dostarczanym „gazie” = 10 groszy (0,10 zł), dobowo płacimy 4,80 zł, a rocznie 1752 zł.

Uwaga. Powyższe dane dotyczące zużycia energii „lekko zawyżyłem” i oparłem się o pomiary dokonywane w dwóch kolejnych zimowych sezonach grzewczych.

Proporcje cenowe energii zawartej w „prądzie elektrycznym” i gazie są jak 24 do 10. To znaczy – tak jak i Czytelnik, płacę za taką samą ilość energii ponad dwa razy więcej gdy ta energia „płynie drutami”, w stosunku do tej samej ilości energii, która dociera do mnie „rurą z gazem”.

Przy tym warto sobie uświadomić, że w Polsce energia elektryczna wytwarzana jest przede wszystkim z bardzo taniego węgla brunatnego. Gdyby ją wytwarzać z drogiego i kupowanego za granicą gazu ziemnego, wtedy taka energia elektryczna „loco odbiorca”, kosztowała by nie 10 groszy jako „gaz” ale około 12-15 groszy – jako energia elektryczna z elektrowni gazowej. Gdyby gaz, jako źródło energii był tańszy od węgla brunatnego czy kamiennego, wtedy kapitaliści przystosowali by wszystkie kotły węglowe do opalania ich gazem, lub zbudowali by w odpowiedniej ilości elektrownie gazowe. Te proporcje cenowe powinny uświadomić Czytelnikowi, że płaci on za wybudowany na swój koszt dom, podatek dzierżawny w wysokości – powiedzmy 200 zł rocznie – ale dodatkowo płaci na oświetlenie i ogrzanie tego „własnego” domu dodatkowo 2628 zł rocznie – kilkanaście razy więcej jak za „dzierżawę”. I HORRENDALNIE drogo w stosunku do kosztu wydobycia, transportu i przetwarzania surowców energetycznych.

Z powyższych rozważań wynika że, gdybyśmy zdołali energię dopływającego do nas gazu zamienili w energię elektryczną i jednocześnie zrezygnowali z energii „prądu elektrycznego”, to już w tym momencie zyskujemy do 20% rocznych kosztów zużywanej energii.

Zaczynamy więc „odcinać nasz dom od drutów”. W drugim etapie „odetniemy się” także od gazu…

Odcinamy się od „energetyki”…

Jeżeli zużywamy na dobę założone wyżej 12 kWh energii na dobę, wystarczyło by nam źródło zasilania, które „produkuje całodobowo” jedynie 0,5 kWh w czasie godziny, czyli ma moc 0,5 kW. Podstawowym problemem jest to, że my nie zużywamy tej energii jednostajnie. Powiedzmy, że od północy do świtu, to w zasadzie zupełnie tej energii nie zużywamy! Zachęcam by Czytelnik zrobił sobie „godzinny bilans dobowy” i naniósł swoje pomiary na wykres tygodniowy. Okaże się że mamy „mały szczyt ranny”, potem na ogół jesteśmy w pracy, więc znów mamy „nocne minimum zużycia energii”. W zasadzie, to całe dobowe zużycie energii koncentruje się na kilku godzinach popołudniowych. Później to zużycie maleje i jest niewielkie aż do północy. Jeżeli ktoś zainwestował w energooszczędne źródła światła, a dodatkowo zamienił nieoszczędny telewizor kineskopowy lub LED/LCD na plazmowy, to wychodzi mu „wieczorne zużycie godzinne” – jakieś 100-200 watów (0,1-0,2 kW).

A co nam i kiedy najwięcej tej energii pobiera? Przede wszystkim lodówka! Nawet nowoczesna lodówka pobiera energię. Choć jest jej mało – to jednak zużywa ją całą dobę bez przerwy! Tu się oczywiście kłaniają stare lodówki absorpcyjne. O dziwo jeszcze takie można kupić. Może warto pomyśleć o takim rozwiązaniu? Do tego, lodówkę absorpcyjną możemy zasilać CIEPŁEM! Czyli palącym się gazem, lub energią słońca!

Największe „udary” po naszej kieszeni czynią takie okresowe lub codzienne czynności jak pieczenie w piekarniku elektrycznym, odgrzewanie lub gotowanie w mikrofalówce, pranie, suszenie głowy, odkurzanie, gotowanie wody w czajniku elektrycznym. To wszystko są „krótkookresowe pożeracze energii”. Nie działają codziennie, czasem raz na tydzień (pranie, prasowanie, odkurzanie), ale każde z działających urządzeń ma moc rzędu 1-2 kW. I tu pojawia się problem. Gdybyśmy nawet posiadali stale działające – 24 godziny na dobę – darmowe źródło zasilania, które rekompensuje nam średnie godzinne zużycie energii = 0,5 kW, to takie „źródło zasilania” nie tylko by trzeba wziąć w cudzysłów ale wyrzucić na złom!

My po prostu potrzebujemy „domowej elektrowni szczytowo-pompowej”. W energetyce buduje się takie zespoły właśnie w przypadku konieczności dostarczenia do systemu elektroenergetycznego, w sposób szybki, chwilowo, DUŻEJ ilości energii. Robi się to na ogół tak, że buduje się na rzece dwie tamy, lub wykorzystuje dwa zbiorniki wodne o dużej różnicy poziomów tafli wody. W przypadku nagłej potrzeby dostarczenia do systemu elektroenergetycznego, NATYCHMIASTOWO, DUŻEJ ILOŚCI energii elektrycznej, po prostu spuszcza się wodę z „jeziora górnego”. Energia wody porusza turbiny, które obracają generatorami produkującymi energię. Trwa to stosunkowo krótko, najwyżej godzinę czy dwie – zależy to od potrzeb systemu i ilości wody w „zbiorniku górnym”. A później, przez resztę doby (najczęściej nocą gdy prądu jest „po dostatkiem”), generatory stają się silnikami i korzystając z „energii systemu” poruszają turbinami, które stają się pompami wody, transportującymi wodę ze zbiornika dolnego, na powrót „na górę”.

Tak to jest w „poważnej energetyce”. Załóżmy, że mamy darmowe źródło energii o mocy zaledwie 0,5 kW. Takie źródło pozwoli nam na oświetlenie domu, oglądanie telewizora i pewnie pracę lodówki. Nie pozwoli nam na użycie suszarki do włosów, żelazka, czajnika elektrycznego, pralki czy odkurzacza.

Potrzebujemy więc „zasobnika energii” czyli akumulatora.

Akumulatory…

W przygotowywanym cyklu opowiadań „elektrycznych”, opiszę tanie, bezpieczne i posiadające dużą pojemność akumulatory stosowane w XIX wieku oraz na początku wieku XX. Mało kto sobie zdaje sprawę o tym, że jeszcze do lat 20-stych XX wieku, po USA jeździły głównie samochody elektryczne. Było ich setki tysięcy , a może miliony. A stosowano w nich „archaiczne” i niezwykle wydajne akumulatory.

W chwili obecnej mamy w praktyce do dyspozycji powszechnie używane akumulatory kwasowo-ołowiowe. Pojawiają się też na rynku akumulatory Li-On. Jest to niewątpliwie przyszłość w tej dziedzinie. Są one jeszcze niezwykle drogie i mają jedną wadę. Wymagają „specjalnego ładowania”, w związku z czym ten proces jest „zarządzany” przez układ elektroniczny zawarty w każdym takim akumulatorze. Dzięki temu, uzyskujemy „wieczny” akumulator, który możemy ładować i rozładowywać nieskończoną ilość razy. Jednak procesor zastosowany w „pakiecie akumulatora” działa tak jak procesor w każdej używanej przez nas drukarce. Jak wyzeruje się zaprogramowany przez producenta licznik, nie naładujemy więcej naszego akumulatora, tak jak nie wydrukujemy kolejnej strony, gdy „skończył się licznik” w naszej domowej drukarce. Takie „akumulatorowe GMO”.

W związku z produkcją samochodów elektrycznych, przyjęto w USA odpowiednie normy i zaczęto przyjmować, że w jednym litrze paliwa (benzyna) jest zawarta energia 20 kWh.

Zapamiętujemy, że 1 litr benzyny zakupionej na stacji CPN za 5 złotych, zawiera 20 kWh energii.

A ile energii zawiera (gromadzi) akumulator?

I tu spotykamy kolejny wielki przekręt. Producenci oznaczają „pojemność akumulatora” jako „ilość ampero-godzin”. Proszę sobie doczytać, czy przypomnieć ze szkoły, że te „ampero-godziny” to są mityczne ładunki elektryczne, czyli kulomby, które nijak się mają do ENERGII! Równie dobrze producenci akumulatorów mogli by je skalować w „mili-cjantach” lub w „mega-ajnsztajnach”.

Akumulator kwasowo-ołowiowy ma taką podstawową wadę, że ilość energii jaką można do niego „zapakować” a potem „wyjąć” jest zależna od tak wielu zmiennych czynników, że żaden producent nigdy nie określi i nie zadeklaruje, ile dany akumulator może zgromadzić ENERGII. Bo nie chce być ciągany po sądach.

Do tej pory, „pojemność” akumulatora, czyli ilość zgromadzonej tam energii mierzy się poprzez rozładowanie tego akumulatora za pomocą znanego „mocowo” odbiornika. Krótko mówiąc, rozładowuje się akumulator przez „baterię żarówek”, mierząc prąd, napięcie oraz czas po którym napięcie na akumulatorze osiągnie minimalne 10,7 V. W ten „szkolny i XIX wieczny sposób” określa się ilość energii zawartą w konkretnym akumulatorze.

Według moich osobistych badań, oraz doświadczeń grupy osób zaangażowanych w budowę samochodów elektrycznych w Polsce, którzy przebadali wiele akumulatorów różnych producentów, można w przybliżeniu przyjąć, że dobrej jakości akumulator, na którym producent pisze że „posiada pojemność 90 – 100 Ah dla 12 V”, ma fizyczną zdolność przechowywania energii o wielkości około 1 kW.

Taki akumulator kosztuje około 200 zł. Przyjmujemy to jako „wartość obliczeniową”.

Z tego by wynikało, że dla jednogodzinnego zużycia energii w wysokości 5 kW przez godzinę, potrzebujemy 5 takich akumulatorów. Dlaczego tak? Dlatego, że większość z Państwa ma umowy ze swoim Zakładem Energetycznym (dostawcą „prądu elektrycznego), w której to umowie użytkownik ma „przyznaną moc maksymalną”. Jeżeli Czytelnik nie może odszukać tej umowy, wystarczy sprawdzić jakie „korki”, czyli zabezpieczenia ma na „wejściu do domu”. Jeżeli ma „standardowe” zabezpieczenie 20A, to maksymalna moc jaką może pobierać z sieci równa jest 20×220-240V, zakładamy że to 4,8 kW.

Aby mieć pewność, że w przypadku jakiejś awarii jednej części naszego systemu (akumulator, „źródło darmowego zasilania”), mamy trzy doby na usunięcie awarii, zwiększamy ilość potrzebnych nam akumulatorów trzy razy, do 15 sztuk.

Koszt takich przeróbek wynosi 15 x 200 zł (za każdy akumulator) = 3000 zł. Dodać należy jeszcze wydatek około 300-500 zł na elektroniczne urządzenie, które z naszych „zakumulowaneych” 12 woltów tworzy napięcie sinusoidalne 220-240V o potrzebnej nam dużej mocy.

Czyli, że za około 3500 zł, plus około 2000 zł (przy masowej produkcji koszt spadnie do około 200 zł za nasze „grawitacyjne i darmowe źródło energii”), uzyskujemy „elektryczną niezależność”.

Na tym etapie mamy następującą sytuację. Kosztem rzędu 5 – 6 tysięcy złotych odcięliśmy się od dostawcy energii elektrycznej. Ponieważ płaciliśmy rocznie 876 złotych za energię elektryczną plus jakieś 150 zł za dodatkowe opłaty dla dostawcy „prądu” na „utrzymanie drutów, biurokrację, sekretarki, mercedesy zarządów” = około 1000 zł, po 5,5 roku dopiero „zaczniemy oszczędzać”. W tym momencie wydaje się to mało „atrakcyjne biznesowo” przedsięwzięcie.

By zaczęło się to wszystko „opłacać”, musimy podejść do sprawy bardziej radykalnie i odciąć a raczej zakorkować rurę z gazem!

Korkujemy „rurę z gazem”…

Energii dostarczanej rurą z gazem, zużywamy 4-5 razy więcej niż energii w postaci „elektrycznej”. Na razie ta energia jest ponad dwa razy tańsza od „prądu”. Należy jednak patrzyć perspektywicznie i założyć, że dostawcy energii wyrównają w pewnej chwili swoje ceny. Bo ta obecna sytuacja jest przecież absurdalna, zarówno z punktu widzenia „państwa-biznesmena” jak i logiki.

By uczynić nasz kolejny krok, tak ważny dla nas i dla całej ludzkości, musimy przyjrzeć się jak użytkujemy energię dostarczanego nam gazu. Przede wszystkim, podobnie jak w przypadku energii elektrycznej, energię tę zużywamy „nierównomiernie”, czyli że są okresy gdy „idzie cała moc”, zaś w innych okresach doby, tygodnia i pory roku, energia ta jest zużywana w bardzo małych ilościach.

Możemy podzielić naszą „energię gazową” na używaną do przygotowywania posiłków oraz taką która służy do ogrzewania naszego domu i ogrzewania wody użytkowej.

Maksymalna moc czteropalnikowej płyty gazowej to około 2 kW. Gdybyśmy zainwestowali kilkaset złotych w wymianę „płyty gazowej” na elektryczną, taką którą zasila nasza „darmowa instalacja elektryczna” opisana wcześniej – odpada nam duże źródło zużycia gazu – a jednocześnie wydatnie poprawia nam się nasz „elektryczny biznes plan” – skraca okres zwrotu inwestycji „elektrycznej”.

Jakieś 80% całej zużywanej energii zawartej w dostarczanym gazie idzie na ogrzewanie domu i wody. Średnio rocznie jest to „dzielone po połowie”, zimą przeważa „grzanie domu”, zaś przez pozostałe 250 dni „przeważa” w naszym bilansie ogrzewanie wody użytkowej.

Z „wodą użytkową” (CWU) jest o tyle prosto, że zużywamy ją w ilości kilkunastu, czy kilkudziesięciu litrów na dobę myjąc naczynia i jakieś 50-100 litrów podczas porannej czy wieczornej kąpieli. To jest ilość energii która bardzo „nam pasuje” do naszego „układu elektrycznego”. Montując za kilkaset złotych izolowany termicznie zbiornik o pojemności 100-200 litrów i dokładając do niego grzałkę o mocy zaledwie 100 czy 200 watów, uzyskujemy nasz stały „komfort” mycia garnków czy kąpieli, niewiele wykorzystując naszą ograniczoną „instalację elektryczną”. Zapewniam, że wcześniej opisana „instalacja” na to pozwala.

A teraz przyjrzyjmy się sprawie największego „złodzieja energii” jakim jest ogrzewanie naszego domu. Chyba każdy ma w domu „piec gazowy”. Jeżeli jest to nowoczesny kocioł dwufunkcyjny, to zamienia on energię spalanego gazu w ciepło służące do „produkcji CWU” oraz ogrzewania wody w kaloryferach. Ze sprawą „CWU” już „rozprawiliśmy się” wyżej.

Jak pracuje kocioł w trybie „ogrzewania pomieszczeń”? Stare kotły działały w funkcji „włącz – wyłącz” – były sterowane zadaną temperaturą wody w kotle. Nowoczesne piece mają programatory „w sobie” i są często wspomagane programatorami zewnętrznymi, zawierającymi czujnik temperatury pokojowej.

Kocioł pracuje, czyli zużywa energię zgodnie z programem i zadaną temperaturą. Co to znaczy? Znaczy to że ustawiamy działanie kotła tak, by pracował „minimalnie” gdy śpimy, lub gdy nas nie ma w domu. Kocioł zaczyna „pracować na maksimum mocy” rankiem oraz przed zaprogramowaną godziną oznaczającą że przychodzimy z pracy do domu. W okresie od (powiedzmy) 15-tej do północy, kocioł pracuje „na pół gwizdka”.

Zaznaczmy sobie dodatkowo w pamięci, że maksymalna sprawność kotła to jego maksymalne zużycie energii czyli „moc”. Praca „na pół gwizdka” to ewidentne zmniejszenie jego sprawności.

Wyobraźmy sobie, że kupujemy za kolejne kilkuset złotych podobny jak w przypadku CWU zbiornik na wodę. Wkładamy grzałkę (należy dobrać moc do wielkości zbiornika i ilości kaloryferów – może nie wystarczyć „200 W” dla dużego zbiornika i wielkiego domu) i podłączamy ją do naszej istniejącej instalacji „kaloryferowej”. Grzałka, powiedzmy o mocy 500-800 W, dogrzewa OKRESOWO nasz zasobnik z „wodą do kaloryferów”. I pracuje jedynie przez około 100 – 150 dni w roku (od jesieni do wczesnej wiosny).

Zapamiętajmy też w tym momencie, że każda przemiana energii powoduje jej straty. Maksymalna sprawność ( czyli minimalne straty energii) występuje w przypadku ogrzewaniu wody za pomocą zwykłej grzałki elektrycznej. Ogrzewanie wody w zbiorniku za pomocą palnika gazowego przynosi duże straty energii. Straty te znacznie rosną, gdy „palnik pracuje na pół gwizdka” i do tego okresowo.

Podsumowujemy nasz „bilans energetyczny”…

W pierwszym etapie wydaliśmy 5,5 tysiąca złotych i „odcięliśmy się od prądu elektrycznego”.

W drugim etapie wydajemy jakiś 1 tysiąc złotych by zezłomować kocioł gazowy i dokupić grzałki i zbiorniki.

Powiedzmy, że wydamy jeszcze 1000 zł na dodatkową automatykę i płytę elektryczną, która zastąpi nam używaną w kuchni czteropalnikową płytę gazową.

Nadal mamy „zakumulowaną energię elektryczną” w 15 akumulatorach kwasowo-ołowiowych. Dysponujemy darmowym źródłem energii grawitacyjnej o mocy 0,5 kW.

Liczymy wszystko jeszcze raz (bo wszystko robimy stopniowo, kontrolując RZECZYWISTE potrzeby energetyczna naszego domu i domowników) i może się okazać, że dla pewności działania i stworzenia „zapasu mocy”, będziemy zmuszeni dokupić jeszcze 10 – 15 akumulatorów oraz zwiększyć moc naszego „generatora grawitacyjnego” do 1-2 kW.

Ponieważ nasze „generatory” już razem ze znajomymi zaczęliśmy „klepać” po nocach, koszt nowego, mocniejszego generatora to – powiedzmy 300 zł. Koszt akumulatorów kwasowych dalej jest taki jak poprzednio, więc musimy wyłożyć jeszcze 2000-3000 zł. Możliwe, że na tym etapie warto porozmawiać z „kolektywem” z którym współpracujemy przerabiając nasze domy i może sprowadzić odpowiednią ilość nowoczesnych i „wiecznych” akumulatorów nowej generacji?

Może się to kazać korzystniejszą inwestycją jak akumulatory kwasowo-ołowiowe?

Zasilanie awaryjne i dodatkowe źródła zasilania…

Uważam, że uniezależnienie się od zewnętrznych dostaw energii jest zbyt poważną sprawą, by nie zaopatrzyć się w „zasilanie awaryjne”. Takie dodatkowe zasilanie powinno nam zapewnić trzydobowe „dodawanie energii” do naszego niezależnego systemu.

Dlaczego „trzydobowe”? Bo zakładamy, że może nastąpić awaria. Taka przypadek może nastąpić na przykład w piątek wieczorem. Okazuje się że mamy trzy dni świąt i dopiero za trzy dni jesteśmy w stanie dokupić uszkodzony akumulator, czy pasek zębaty naszego „generatora grawitacyjnego”.

Moc tego dodatkowego „źródła zasilania” powinna odpowiadać mocy naszego „podstawowego generatora grawitacyjnego”. W odróżnieniu od „generatora” – „awaryjne źródło” nie będzie pracować całodobowo, ale należy wziąć pod uwagę i taką możliwość.

Oczywiście, możemy w tym celu zakupić przenośny generator na benzynę czy olej napędowy. Okazuje się, że te najtańsze generatory („za 200 zł”), mają moc rzeczywistą rzędu 200 W, co może pozwoli nam „napędzić wiertarkę”, lecz nie zapewni nam „bezpieczeństwa energetycznego”. Generatory o mocy 2-2,5 kW, kosztują powyżej 4 tysięcy złotych, a dodatkowo – zgodnie z informacjami jakie zebrałem w punktach serwisujących takie urządzenia, mają moc rzeczywistą rzędu 0,8 kW.

Mając ograniczoną ilość środków finansowych, poszedłem inną drogą. Zacząłem moje prace nad „niezależnością energetyczną” od zbudowania taniego „awaryjnego źródła energii”, które zamierzam wykorzystać przy remoncie domku na działce.

Jako źródło napędu, wykorzystałem silnik z kosiarki do trawy. Kosiarka sobie od kilkunastu lat stała, rdzewiała i zawadzała w garażu. Ponieważ jest to kosiarka zakupiona w zamierzchłych a dobrych czasach „pewexowskich”, posiada wyprodukowany w USA silnik. Jako urządzenie robione w USA na wzór urządzeń radzieckich (gniotsa nie łamiotsa), mimo kilkunastu lat przerwy, silnik zapalił od pierwszego „pociągnięcia”, więc został rozmontowany, przejrzany i doprowadzony „do stanu fabrycznego”. Za kilkanaście złotych wydanych ma materiały, pospawałem sobie stosowną ramkę, a za kolejne 20 zł, zleciłem dorobienie zaprojektowanego przeze mnie elementu, który pozwolił na zamocowanie na osi silnika, zamiast dotychczasowego noża tnącego, starego koła pasowego, pochodzącego z wyrzuconej na złom pralki. Przełożenie 1:3 zapewnia optymalną pracę alternatora, gdyż prędkość silnika = 3000 obr/min daje nam obroty alternatora = 9000 obr/min, co zgodnie z jego charakterystyką, umożliwi oddawanie około 0,8 kW energii elektrycznej.

Dokupiłem jeszcze do tego za oszałamiające 6 czy 8 zł jarzmo napinacza alternatora w sklepie z częściami do ciągników. Największym wydatkiem był zakup w firmie zajmującej się naprawą i regeneracją alternatorów, sprawdzonego przez nich alternatora o mocy 0,8 kW– za kolejne 50 zł.

Alternator przed dwa dni „doczyściłem” do stanu fabrycznego i zamontowałem wraz z jarzmem napinacza na pospawanej ramce. Dokupiłem za 20 zł pasek klinowy uzębiony i teraz czeka mnie ostateczna regulacja, potem demontaż, malowanie ramki i montaż ostateczny. W kolejnym kroku zamontuję mały akumulatorek 12 V, bo jak wiadomo, alternator wymaga prądu wzbudzenia. Domontuję jeszcze amperomierz oraz woltomierz, co pozwoli mi przeprowadzać stosowne testy.

Zamierzam sprawdzić faktyczną moc jaką można uzyskać z silniczka 3,8 HP (2,8 kW), poprzez dołożenie drugiego alternatora, a może zastosowanie alternatora o mocy 1,5 2 kW.

Gdy przystąpię do etapu „odcinania energii elektrycznej”, możliwe że przerobię silniczek na zasilanie gazem ziemnym z jeszcze istniejącej instalacji gazowej lub LPG z butli gazowej, co powinno zmniejszyć koszty „zasilania awaryjnego”.

W naszej instalacji „domu energetycznie niezależnego”, można będzie poprawiać bilans energetyczny przez wspomaganie systemu za pomocą energii słonecznej oraz energii wiatru.

W przypadku „doładowywania” baterią słoneczną, zamierzam wykorzystać produkowane w Polsce ogniwa słoneczne (panele), które są nadrukowane na plastikowych, wyginających się we wszystkich kierunkach, lekkich i cienkich płytach. Ten „polski wynalazek” zapewnia nie tylko dużą sprawność, ale pozwala na rezygnację z ciężkich konstrukcji, umożliwiając na przykład wystawienie arkusza baterii słonecznej na balkon lub okno – w razie chwilowej potrzeby…

Zastosowania „wiatraka” także wydaje się sensowne, szczególnie przy skonstruowaniu wiatraka o pionowej osi z odpowiednimi kierownicami, na przykład według patentu Profesora Chomczyka. Docelowo zamierzam zrezygnować z przetwarzania energii obrotowej wiatraka w elektryczną za pomocą prądnicy typu „amerykanka”. Wydaje mi się, że dużo sprawniejsze jest przetwarzanie energii obrotowej wiatraka do postaci „nad” i „podciśnienia”, w dwóch stosownych zbiornikach. Nie jesteśmy wtedy zależni od zmiennej siły wiatru (szybkości obrotów), a każdy najdrobniejszy podmuch daje nam „energię pneumatyczną”, którą możemy „zużytkować awaryjnie” poprzez specjalny silnik pneumatyczny, lub odpowiednio i prosto przerobiony silnik „kosiarkowy”….

Doładowywać naszą „baterię akumulatorów” możemy także pompą ciepła lub za pomocą silnika Stirlinga – na przykład wykorzystując ciepło spalin – w przypadku dodatkowego ogrzewania domu kominkiem. Jeżeli już mamy w domu kominek, to możemy go także odpowiednio przerobić, dokładając stosowną wężownicę, dzięki której można uzyskać „doładowywanie ciepłem” naszego „akumulatora CWU”.

Według moich wyliczeń i rozważań, prace nad „niezależnością” energetyczną można podzielić na etapy, dostosowując postęp prac do możliwości finansowych inwestora.

Przy kompleksowym podejściu do zadania, wydaje się że należy zainwestować minimalne środki rzędu 3-4 letnich corocznych wydatków na kupowaną energię (gaz i „prąd”), co powinno się zwrócić po kolejnych 3 – 4 latach. Jest to o tyle istotne, że dotychczasowe inwestycje na instalacje „solarne” o wartości powiedzmy 10-16 tysięcy złotych – tak naprawdę albo nigdy się „nie zwracają”, albo okres „zwrotu inwestycji” jest dłuższy niż trwałość takiej instalacji. Do tego, takie instalacje nie zapewniają całkowitej niezależności energetycznej…

Można też sobie wyobrazić, budowę lekkich i mobilnych „kontenerowych zasobników energii”, stawianych na każdym rogu ulicy czy na każdym parkingu osiedlowym, służących do doładowywania powszechnie użytkowanych samochodów elektrycznych.

Uwaga dodatkowa. Rzeczywiste zużycie energii w każdym domu oraz przez jego użytkowników jest sprawą „jednostkową i indywidualną”. Moje szacunki są tylko rodzajem przybliżenia, więc każdy system trzeba odpowiednio „zoptymalizować”. Może się okazać iż środki konieczne do przeprowadzenia opisanej „rewolucji” będą na przykład dwukrotnie czy trzykrotnie mniejsze. Z kolei w dużym, nieocieplonym domu, zamieszkałym przez wielopokoleniową rodzinę, potrzeby energetyczne okażą się większe niż przyjmowane przeze mnie założenia, stąd mogą wynikać i większe koszty.

Uważam, że przy dokładnym zbadaniu rzeczywistego zapotrzebowania energetycznego danego domu, może się okazać, iż moje szacunkowe wyliczenia są znacznie „przewymiarowane”, i cały „układ” może się okazać znacznie tańszy…

Serce systemu…

„Sercem systemu”, czyli źródłem o niewielkiej mocy, ale pracującym bez przerwy i za darmo, jawi się któryś z silników grawitacyjnych.

Wydaje się niezłym, pomysł polegający na zawieszeniu pomiędzy dwoma kołami zębatymi łańcucha, choćby rowerowego, w ten sposób, że zwisająca jedna część łańcucha ma większą masą (jest dłuższa) od drugiej. Uzyskujemy jednak stosunkowo małe moce i źródło niedopuszczalnego hałasu. Moc możemy zwiększyć, poprzez zwiększenie odległości pomiędzy osiami kółek zębatych oraz zwiększenie masy łańcucha – czyli zastosowanie bardzo ciężkich łańcuchów przemysłowych. W „warunkach domowych” jest to zupełnie pozbawione sensu.

Moim zdaniem, w chwili obecnej, jedynym „kandydatem” na „niezależne źródło energii mechanicznej” wydają się urządzenia wykorzystujące ruch wirowy koła o poziomej osi, gdzie obrót powoduje siła grawitacji odpowiednio wysuwanych elementów masy. Przeglądając różne konstrukcje, nie chcę opisywać ich wad i zalet, muszę jednak stwierdzić, że ich twórcom brakuje „kompleksowego podejścia do problemu”.

Uważam, że po zakończeniu pracy nad „awaryjnym źródłem zasilania”, zacznę prace nad tego typu silnikiem grawitacyjnym. W zamierzeniu i zgodnie z wstępnymi wyliczeniami oraz rysunkami, będzie to silnik o „wymiarach koła samochodowego” i masie około 60-80 kg. Taka budowa, umożliwi montowanie urządzenia w samochodzie, co zapewni stałe źródło zasilania dla zestawu akumulatorów samochodu elektrycznego. Zakładana masa pozwoli na to, że urządzenie będzie przenośne.

Zgodnie z planami wstępnymi, pierwsze urządzenie będzie miało moc około 0,5 kW.

W kolejnym etapie, bez zwiększania jego masy, a przy wykorzystaniu „wzmocnienia grawitacyjnego” – czyli pomysłu, pochodzącego z połowy XIX wieku, a którego autorem jest genialny Polak – oceniam, że bez zmiany wymiarów i masy można będzie co najmniej dwukrotnie zwiększyć moc urządzenia.

W kolejnych etapach rozwojowych, wirujące elementy zostaną zamienione układem przeciwwagowo-sprężynowym, co docelowo powinno pozwolić na stosowanie tego silnika poza ziemską studnią grawitacyjną…

Ciekawe czy tylko ja mam jeszcze takie marzenia…

 

= = = = = = = = = = = = = = = = = =

Kontakt: blogbruska@gmail.com

= = = = = = = = = = = = = = = = = =

https://kodluch.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/11/c582adowanie.jpg
Testy doładowywania akumulatora za pomocą „plastikowego panelu”…

= = = = = = = = = = = = = = = = = =

Do tłumaczenia tekstów można stosować na przykład:
http://free-website-translation.com/

= = = = = = = = = = = = = = = = = =

♫ – OFF TOPIC – SPIS TREŚCI tematów „OT”
https://kodluch.wordpress.com/2018/03/16/%e2%99%ab-off-topic-spis-tresci-tematow-ot/

https://kodluch.wordpress.com/about/

40 uwag do wpisu “♫ – OFF TOPIC – Niezależność energetyczna

  1. Nigdy nie byłem elektrotechnikiem, więc mimo łopatologicznego wykładu i tak zniechęciłem się w połowie wykładu…..
    Ale dom mam bez gazu i np. kosmicznie droga /wówczas/ kuchnia z płytą ceramiczną w pierwszych 5 latach ,,zarobiła” na siebie i przynosiła spore oszczędności do czasu zmiany relacji cenowych……
    Dzisiaj taki eksperyment się nie opłaci !
    Ktoś się połapał, że coraz więcej kasy ucieka /a raczej zostaje w kieszeni Kowalskich/……

    Polubione przez 4 ludzi

    • OK!
      To podsumuję to obrazowo.

      Koszt po jakim kupuje energię elektryczną Kowalski to 25 groszy za kilowatogodzinę.

      Elektrownia sprzedaje wyprodukowaną kilowatogodzinę energii za 15 groszy. W tej cenie jest już koszt amortyzacji elektrowni, koszt zakupu paliwa (mówimy o węglu), koszt mercedesów Zarządu i ZYSK elektrowni!

      Koszt dostawy od elektrowni do Domu Kowalskiego to 5 groszy. W tym są wszystkie remonty sieci, koszt brygad, sekretarek Prezesów i ich Mercedesy.

      5 groszy to podatki i akcyza PAŃSTWA.

      A dodatkowo, na każdej fakturze Kowalski dostaje do zapłacenia kilkadziesiąt złotych na „utrzymanie sieci” – za co już zapłacił w cenie energii jednostkowej.

      Rozbrajają mnie różne publikacje, które podsumowują, że koszt wyprodukowania energii z węgla jest trochę wyższy jak „energetyka atomowa”. Koszt wyprodukowania energii elektrycznej z gazu ziemnego jest niemal 2 razy wyższy jak koszt wyprodukowania tej energii z węgla, zaś już niebotycznie wysokie są koszty „zielonej energii” (wiatraki i panele fotowoltaiczne). A Redakcja ten wywód podsumowuje wnioskiem: „jak widać energetyka atomowa jest całkowicie nieopłacalna”.

      PS
      Prorokuję, że niebawem zostanie podniesiona cena energii zawartej w gazie ziemnym i zrównana z ceną takiej energii ale „elektrycznej”. Oczywiście pod hasłem: „musimy być niezależni energetycznie i kupować „amerykański gaz””.

      Druga obserwacja: jak TANI jest „rosyjski gaz” że są jeszcze utrzymywane takie dysproporcje cenowe?

      Polubione przez 4 ludzi

    • Spisywałem z aktualnych rachunków…

      Aktualnie płacę 24,1 grosza na 1 kWh energii elektrycznej i 9,4 grosza za 1 kWh energii „w gazie”…

      Plus, oczywiście „dodatkowe opłaty” na każdym rachunku „za mercedesy i sekretarki”…

      Polubione przez 1 osoba

        • Tu nie chodzi o szczegóły, ale o ogólną koncepcję i PROPORCJE!

          Co napisałem poniżej, w odpowiedzi dla „danielmarek2552 „…

          Napiszę to jeszcze raz. Średnio-dobowo zużywamy bardzo mało energii! Jeżeli nie „energożerne gadżety”, które jednak są nam potrzebne do życia, to cały dom mógłby funkcjonować na jednym akumulatorze, jednym plastikowym panelu słonecznym wystawianym na balkon. A jako awaryjne zasilane może nam służyć rower na stojaku z paskiem łączącym koło z alternatorem wyciąganym z szafy.

          W związku z powyższym, spokojnie możemy zasilić cały dom niewielkim i prostym silnikiem grawitacyjnym. Nasze „gadżety energochłonne” będą zasilane „szczytowo” z akumulatorów, których ilość zależy tylko od mocy i częstotliwości używania „gadżetów”…

          Polubienie

          • I tu jest właśnie twoje „pierdolenie o Szopenie (nie Chopinie)” że napiszę po męsku. Podaj albo adres do,producenta tego silnika grawitacyjnego albo plany realnie działającego. Inaczej szkoda netowego papieru na te twoje bazgroły bo takich info i opracowań w necie na tony i MB.

            Polubione przez 2 ludzi

  2. Panie Brusku,
    Przyznam , ze mam bardzo mieszane uczucia co do tego wypracowania. Przez kilkanaście lat byłem kapitanem na jachtach żaglowych. Jak pan zapewne się domysla , jachty poza mariną muszą same dbać o swoje potrzeby cieplne i energetyczne. Czyli same produkować energię , ciepło czy nawet słodka wodę na potrzeby ludzi mieszkających na jachcie. W związku z tym problemy przez Pana poruszone są mi świetnie znane, bo bilans energetyczny i zarządzanie energią są jednym z podstawowych aspektów życia na jachcie i pracy kapitana, inżyniera pokładowego.
    Po tym wstępie polecam zapoznanie się z bardzo wieloma opracowaniami na ten temat w literaturze żeglarskiej. Tam ten temat zarządzania energią przez jednostkę niezależną od sieci lądowych jest od dawna rozstrząsany i unowocześniany przez fachowców z całego świata !!! Nie ma sensu wyważać otwartych drzwi do wiedzy 🙂
    Założył Pan w swoim opracowaniu wiele błędów. Nie chce mi się wytykać ich wszystkich , raczej odsyłam do literatury żeglarskiej na ten temat. Naprawdę warto.
    Przykładowo – akumulatory , wcale nie uwzględnił pan ilości cykli życia ( rozładowanie- naładowanie) takiej baterii akumulatorów. Jest ona skończona i wacha się w zależności od jakości oraz ceny 🙂 .Potem trzeba kupić nowe akumulatory 🙂 . Poza tym akumulatory można rozładowywać tylko do pewnej granicy , bo większe powodują mniej lub bardziej trwałe uszkodzenia . Przyjmuje się , ze optymalne jest rozładowywanie baterii akumulatorów tylko do ok 50% deklarowanej pojemności. To optimum to kompromis między częstotliwością pracy generatora a częstotliwością kupna nowej baterii 🙂 . Nie uwzględnił także Pan strat powstałych na zmianach prądu AC na DC i potem na AC z powrotem , nie mówiąc o kosztach systemu i urządzeń 🙂 Do tego nie uwzględnil Pan strat cieplnych spowodowanych wydajnością silników ( generatorów ) przy produkcji prądu 🙂 ITD ITD
    Mógłbym na ten temat ( przez Pana wyżej zaproponowany ) napisać tutaj małą książkę ale by było o czym dyskutować polecam najpierw zapoznanie się z literaturą żeglarską na ten temat. Oni to przerabiają już od kilkudziesięciu lat 🙂
    Powiem Panu w tajemnicy , ze jachty po żegludze….. już w porcie ( marinie) podłączają się do sieci energetycznej lądowej ……………… BO TANIEJ 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

    • Dzięki!

      Ależ ja właśnie sporo bardzo ciekawych rzeczy dowiedziałem się studiując „opracowania marynistyczne”. Bo jacht to właśnie nasz „odcięty od sieci dom”.

      Tekst jest „popularnonaukowy”, więc ominąłem temat żywotności akumulatora, strat energii (mamy wszystko DC i tylko raz przetwarzamy na 220 VAC !) – i w tym celu, dla uproszczenia „zawyżyłem” całkowicie świadomie ilość potrzebnych akumulatorów.

      PS
      Doczytywałem przed napisaniem tekstu takie wspaniałe opracowania jak to: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2124

      PS2
      Re: „Powiem Panu w tajemnicy , ze jachty po żegludze….. już w porcie ( marinie) podłączają się do sieci energetycznej lądowej ……………… BO TANIEJ ”

      OCZYWIŚCIE!

      Choć nie całkiem dużo taniej, bo za 20 kWh w litrze benzyny (do generatora przenośnego) płacimy – powiedzmy 5 zł (plus dochodzi sprawność uzyskania energii elektrycznej z benzyny), a za te same 20 kWh „w gniazdku” kosztują nas 0,24×20= 4,8 zł

      Polubienie

      • Panie Brusku,
        1 Ten link i rozważania , które Pan podał ( Kuliński) to jakaś amatorska tandeta , dla ludzi którzy chcieliby przepłynąć ocean na jachcie za 10 tysięcy 🙂
        Polecam to na czym ja się głównie bazuję w pracy: Nigel Calder – „Boatowners Mechanical and Eletrical Manual” . Tam jest ze 200 stron poważnego tekstu na tematy które Pan poruszył. Bo chodzi nie tylko o obsługę i naprawę ale też zarządzanie i projektowanie systemu.
        2 Zapomniałem we wcześniejszym poście zwrócić uwagę na różnice w akumulatorach. Te do rozruchu silników są inaczej zbudowane od tych do obsługi gospodarstwa domowego . Te domestic maja o wiele grubsze i mniej płyt ołowianych . Są też o wiele droższe od zwykłych , „samochodowych”
        W skrócie samochodowe są po to by dać krótki ( kilka sekund) duży prąd ( setki amperów) i na tym koniec . Nie nadają się do obsługi sieci domowej.
        3 4 razy zmieniamy prąd: W generatorze ( zwykle ) mamy AC na wyjściu , potem zmieniamy to na DC do przechowania w akumulatorach. Następnie znowu zmieniamy na AC do sieci domowej , by na końcu zmienić na DC w urządzeniach ( większości , nie dotyczy żarówek 🙂 ) .

        Polubione przez 2 ludzi

  3. Po zakończeniu lektury…
    Reasumując, brusku, takie twoje pierdolenie o Szopenie..
    1. Jeśli kogokolwiek do czegokolwiek namawiasz (sugerujesz) to musisz uwzględniać najgorsze z możliwych warunki, ceny itp. Itd. A ty namawiasz ludzi do domowej rewolucji nie dając, tak naprawdę, żadnej alternatywy, żadnego realnie istniejącego rozwiązania. A potem gościu będzie się musiał tłumaczyć żonie dlaczego wszystko rozbebeszone a i tak nie ma zasilania kiedy potrzeba…

    Teoretycznie jesteś winien grzechu zaniechania. Grzechu przez który bramy Niebieskie będziesz podziwiał z perspektywy najbardziej zasyfionego, wyziębionego kotła piekielnego. Ale ja bym raczej uznał cię za winnego przestępstwa morderstwa (z premedytacją lub z głupoty, do wyboru) na nadziei na lepszą przyszłość – energetyczną – dla ludzkości. I dlatego powinieneś cierpieć męki piekielne już teraz, jeszcze za swojego życia. Np. Płacąc rachunki za prąd i gaz za całe swoje okoliczne osiedle domków.
    Ty już cholero dobrze wiesz o co chodzi…
    A potem uwalisz następny projekt…
    Podchodząc do tematu energetyki alternatywnej trzeba, moim zdaniem, popatrzeć na temat z perspektywy falloutu – wykorzystujemy osprzęt jaki jest dostępny ale patrzymy kreatywnie na dostępne nośniki energii.

    – strumień plus młot hydrauliczny plus turbina wodna
    – piec na drewno plus silnik stirlinga
    – piec czy generator plus gaz z drewna
    – oczywiście ogniwa fotoelektryczne plus wiatraki
    – zbiornik wodny wieżowy plus nadwyżki energii elektrycznej

    Natomiast podstawą ogrzewania (i klimatyzacji) naszej ziemianki powinien być … wymiennik ziemny. Banalny do wykonania, stabilizuje temperaturę i latem i zimą, tylko ew. Lekkie dogrzewanie.

    Wszystkie info co do w/w dostępne w necie. Mocne silniki S. W Szwecji (sorry, nie mam linka pod ręką).
    Pzdr.

    Polubione przez 5 ludzi

    • Mocno powiedziane… ale się częściowo zgadzam.
      Z tego co czytam Pan Brusek ma romantyczno – trochę naiwne widzenie swiata ale co dobre, chce go zmienić !!!! Potrzeba tylko dopracować detale 🙂
      My natomiast wychodzimy na zblazowanych leni !!!! co wrzucają mu kłody pod nogi 🙂
      Natomiast z doświadczenia wiem , ze Panu Bruskowi odechce się zasuwać do piwnicy ( włączyć generatorek ) za każdym razem jak zechce zaparzyć wodę w czajniku , poodkurzać czy wyprasować koszulę . A jeśli zaczną to robić też żona, dzieci ,wnuki , to już wojna domowa gwarantowana 🙂 Wiem bo przez to przechodziłem , choć nie z rodziną , a z załogą i właścicielami jachtów 🙂 🙂 😉

      Polubione przez 3 ludzi

      • Chylę czoła przed Bruskiem bo facet ma łeb nie od parady. Ale co „nagrzeszył” to jego i jest to nie do darowania.
        A miało być tak pięknie 😧😧😧😧😂😂😂😂
        Sam analizowałem temat alternatywnych źródeł zasilania ze względu na planowaną wyprowadzkę w ostępy..
        Wredna sytuacja jest z silnikami Stirlinga. Dużo się pisze a z realnych producentów znalazłem tylko jednego w Szwecji, o ile pamiętam 1,5 kw za circa 5000 usd. Dostosowany do wsadzenia do pieca.
        Pzdr.

        Polubione przez 3 ludzi

      • Re: danielmarek2552 , 26 listopada 2018 at 14:26
        Rzeczony „generatorek” ma mi służyć do wiosennych prac przy renowacji domku na działce gdzie nie ma energii. A jak się sprawdzi zostanie w domku lub będzie wykorzystany do „domowej instalacji” jako awaryjne i może nigdy nie używane źródło zasilania…

        PS
        Nie rozumiem dlaczego „jachtowcy i marynarze” nie wykorzystują tak prostych a wymyślonych przeze mnie sposobów na uzupełniane energii – korzystając z wiatru i fal, dlaczego w tak prymitywny sposób buduje się jachty czy samoloty, jak można to robić banalnie prosto, w sposób możliwy do zautomatyzowania. Też mój pomysł z którym się próbowałem dzielić z „lotnikami”. Wszyscy twierdzą że „jak by to się dało tak zrobić w taki prosty sposób to już by cały świat to stosował”. Kropka…

        PS
        Jestem w stanie zbudować pojazd kołowy który będzie się poruszał dzięki swojej masie. To jest tak banalnie proste że nikt nie wierzy jak to opisuję…

        PS2
        Podobnie jak w to, że można w prosty sposób zbudować pojazd kołowy, który może się zatrzymać w miejscu niemal bez względu na prędkość aktualną. A do tego pasażer nie zostanie przerobiony na kotlet mielony…

        PS3

        Szczerze mówiąc, człek się starzeje i pasuje jakiś pomysł podarować ludzkości…

        Polubione przez 3 ludzi

    • Re: dymilustra , 26 listopada 2018 at 14:23

      Wszystko są to drogie gadżety. Ja proponuję inne rozwiązanie, które zamierzam konsekwentnie realizować. Jeżeli ktoś będzie zainteresowany to mogę się dzielić informacjami o „postępach prac”. Zacząłem od prymitywnego „generatora z kosiarki”, jako przykład, że domowym sposobem, za grosze, z materiału „złomowego” można coś zacząć robić…

      Przysłowiowe „wiatraki i ogniwa fotowoltaiczne” to nie jest poważna energetyka ani żadne rozwiązanie problemu. Może być uzupełnieniem bilansu energetycznego – podobnie jak pompa ciepła / cholernie droga inwestycja jak i inne takie zmyślne wynalazki/ czy silnik Stirlinga – do którego trzeba skądś uzyskać „górną temperaturę”. Czyli coś „spalić” by uzyskać ciepło / energię/.

      Polubione przez 1 osoba

      • Panie Brusku,
        Niech Pan bardzo uważa, bo własna produkcja energii ze złomowanych i nieprzystosowanych części ( silników i generatorów itd. ) to prosta droga do sfajczenia chaty. Już nie mówiąc , ze w praktyce nie wyjdą Panu oszczędności. Jako bonus kłótnie z innymi domownikami o to , kto i kiedy może poodkurzać , ugotować, zrobić coś co picia . Dodatkiem będzie ciągłe monitorowanie stanu naładowania baterii akumulatorów a jego brak skończy się zniszczeniem tychże . Zejście poniżej 50% nominalnej pojemności skraca żywotność, zejście poniżej 20% niszczy bezpowrotnie akumulator ( y ) . Podobnie z ładowaniem . ładowanie powyżej 85% pojemności to czysta strata , bo opór ładowania wywala moc generatora w kosmos.
        Problem wytwarzania , przechowywania, przesyłania i zużywania energii to jeden z największych problemów planety. Zajmują się tym ogromne stada fachowców ale niestety nie ma prostych rozwiązań.
        Zupełnie na marginesie myślę , ze tanią i czystą energię na żądanie można by uzyskać z miniaturowych generatorów atomowych. Trzeba by rozwiązać jedynie problem promieniowania ( zdrowotny) i ochrony przed terrorystami , którzy mogliby uzyć materiał rozszczepialny do innych celów ( bezpieczeństwo)

        Polubione przez 1 osoba

        • Dzięki!

          Jak byłem bardzo młody to w pierwszej pracy miałem obowiązki obsługowe w jednej elektrociepłowni. Obsługiwałem też akumulatornie przy wszystkich wydziałach tej WSK. No i raz się pomyliłem! Bo w jednych miejscach były akumulatory kwasowe a w innych akumulatorniach zasadowe. Jedna był „mieszana”. Więc się tam okrutnie pomyliłem. Uzupełniłem elektrolit w akumulatorze zasadowym kwasem…

          A tak a propos, to zupełnie nie rozumiem czemu „gorsze” czyli akumulatory kwasowo-ołowiowe wyparły zasadowe. A były jeszcze inne rodzaje akumulatorów!

          To znaczy, rozumiem ale nie całkiem do końca. Bo akumulatory kwasowe wyparły wcześniejsze i lepsze akumulatory TYLKO DLATEGO, że zaczęto rezygnować z masowo produkowanych samochodów elektrycznych i produkować samochody spalinowe. A w tych samochodach, tylko akumulator kwasowo-ołowiowy nadawał się do rozruchu silnika.

          Ale do tego trzeba dłuższej opowieści…

          PS
          W jednej z moich „opowieści” zamieściłem samochód z akumulatorem Edisona (niklowo-cynkowy – patent 1901) na którym bez ładowania przejeżdżano setki mil po mieście…

          Samochód elektryczny na nowych bateriach Edisona. Przejechał 1000 mil bez doładowywania…
          https://kodluch.wordpress.com/2017/09/03/%e2%99%ab-alternatywna-czy-prawdziwa-rzeczywistosc/


          Stacja ładowania samochodu. Rok 1912.

          Gdyby Czytelnik poświęcił trochę czasu i przejrzał zdjęcia z frontu zachodniego I WŚ, to by był zaszokowany ilością samochodów elektrycznych jakie używano podczas działań wojennych we Francji! Na froncie rosyjskim także….

          Polubione przez 1 osoba

          • Panie Brusku,
            1 Ryzyko pożaru to w związku z silnikiem , generatorem ( i paliwem ) a nie akumulatorami.
            2 Ja na Pana miejscu kupiłbym porządny generator Diesla ( tak 6-10 kW mocy, lepiej mieć zapas ;), generatory też nie lubią chodzić na pełnej mocy 🙂 ) z systemem chłodzenia wodą . System chłodzenia przez wymienniki ciepła podłączyłbym do systemu kaloryferów i CW . Nie byłoby dużych strat na cieple. Całość zamontowana w piwnicy z rurą wydechową poprowadzona na zewnątrz i wlotem powietrza też z zewnątrz.
            3 Do tego dużą baterię akumulatorów i zautomatyzowany inwerter , ładowarkę ( Z AC na DC i odwrotnie ) z monitoringiem stanu naładowania akumulatorów.
            4 Do tego zbiornik na diesla i programator włączania, wyłaczania generatora. Zbiornik dystrybucyjny na CW i CO ( boiler ? ) oraz pompa CO by woda doszła do kranów 🙂 Generator musiałby chodzić z 2-3 razy dziennie po 1-2 godzinie by zagrzać wodę i kaloryfery.
            5 Pod zużycie prądu dzienne w gospodarstwie w kW wyliczyć pojemność banku akumulatorów Ah ( tych domowych) . ( Co prawda ładujemy akumulatory 3 razy dziennie ale możemy praktycznie wykorzystać tylko 30 – 50 % ich pojemności – patrz post wyżej )
            6 Nie wiem czy wyjdzie taniej niż standardowy prąd i ogrzewanie ale na pewno będzie bezpieczniej i trwalej 🙂
            7 Najważniejsze : ocieplić dach domu !!! 🙂

            Polubione przez 1 osoba

          • Re: danielmarek2552 , 26 listopada 2018 at 19:22

            Dziękuję za podpowiedzi. Chętnie skorzystam z Pana wiedzy i doświadczenia… Piszę to poważnie i na serio. Tak samo chętnie posłucham krytyków – bo krytyka i każda uwaga pozwala mi zrozumieć i dostrzec moje błędy…

            Na razie robię mały krok i małymi kroczkami będę szedł dalej. Proponuje Pan „klasyczne podejście”, czyli takie jakie jest drogie w „budowie systemu” i drogie w eksploatacji. Tak patrząc, to prościej i taniej nic nie robić, bo szkoda czasu i pieniędzy.

            Ja proponuję zupełnie inną drogę. Inną filozofię, do której trzeba sobie „przebudować w głowie” – czyli uświadomić, że coś takiego jest możliwe.

            My całkowicie odchodzimy od zużywania „czegoś co się paląc wytwarza energię”. Żadnego gazu, węgla, benzyny, oleju napędowego itd. Bo te surowce najtaniej zamienić w energię w dużej elektrowni.

            Nam pozostaje alternatywa: mały silniczek grawitacyjny. Małe źródło awaryjnego zasilania. Odpowiednio dobrany zestaw WŁAŚCIWYCH akumulatorów. Odpowiedni przekształtnik 12VDC / 220 VAC. To jest proste jak cep i tanie!

            ŻADNYCH silników diesla. ŻADNYCH akumulatorów, które trzeba konserwować na okrągło i co rok wymieniać.

            Akumulatory – OCZYWIŚCIE że „żelazne” lub „niklowe” – czyli zasadowe. A tak przy okazji, zupełnie nie mam pojęcia, czemu „marynarze” w ciągu ostatnich 40 lat tak się „uwstecznili”. Kiedyś – o ile wiem – stosowano masowo na jednostkach pływających akumulatory zasadowe. Teraz chyba wszyscy przeszli na „kwasowe”. Dla mnie to cofnięcie się do XVIII wieku…

            Współczesny akumulator zasadowy to 5 lat gwarancji producenta, możliwość pracy przez co najmniej 20 lat. Możliwość całkowitego rozładowywania i naładowania akumulatora po kilku latach nieużywania, odporność na zwarcia itd itd…

            Norma branżowa:

            Kliknij, aby uzyskać dostęp BN_80_3032_04.pdf

            Po za tym, świat poszedł naprzód od 1901 i akumulatory zasadowe wykonuje się także jako „rozruchowe”.

            Gdyby Czytelnik przejrzał katalogi produkowanych akumulatorów z przełomu XIX i XX wieku to by się za głowę złapał nad zapaścią cywilizacyjną jaką mamy tu i teraz…

            Polubienie

          • Ja od siebie dodam, że taki generator warto umieścić poza domem w osobnym murowanym i wybetonowanym pomieszczeniu. Kumpel tak ma ogrzewanie w Irlandii. Zbiornik w ogrodzie a silnik w komórce. Wszystko gra i pędzi.

            Polubione przez 1 osoba

  4. Od siebie dodam, że mając odpowiednio zbudowany dom można w ogóle zrezygnować z ogrzewania tegoż, lub użyć dodatkowego systemu opartego na pompach ciepła, bateriach słonecznych i akumulatorach.

    „Dom z budowany z księżycowego Drewna” TLDR;

    Z drugiej strony ogrzewanie wody urządzeniami oporowymi jest czystym marnotrawieniem energii elektrycznej. Może warto się zapoznać ze zjawiskiem kawitacji i zobaczyć czy ewentualny kawitacyjny podgrzewacz wody nie będzie ciekawym pomysłem? Zaletą kawitacyjnego podgrzewania wody jest jego wydajność która przekracza 107% (niby niemożliwe, ale jednak coś w tym jest)

    Polubione przez 3 ludzi

      • Myślę, że to z uwagi na brak konkurencji.
        Tego typu system można oczywiście odtworzyć w kraju.
        Osobiście podoba mi się test na obecność pleśni i grzybów. To jest prawdziwe utrapienie domów i powód większości chorób z rakiem włącznie.
        Energooszczędność oraz zdolność do akumulacji ciepła to jest następna wartość dodana którą będzie trudno przecenić jak chcę się zrobić swoją własną niezależność energetyczną.

        Co do różnego rodzaju systemów energii opartych na grawitacji to chętnie się dołożę na polakpotrafi, czy nawet indiegogo. Może warto zorganizować zbiórkę na rozwój tych technologii we własnym zakresie? Sam marzę o elektrycznym samochodzie z własnym systemem zasilania ( i nie mam na myśli Holzgass 🙂 ).

        Dodatkowo w Niemczech jest gość który miał fabrykę akumulatorów które trzymają swoje parametry w temperaturach od -50 do +75 stopni Celsjusza. Do wyniuchania na kanale BaldTV. Facet miał zasięg ( już 10 lat temu) 600km na zestawie 75+Ah.

        Polubione przez 1 osoba

  5. A ja jestem przekonany że jesteśmy otoczeni darmową ,łatwo uzyskiwalną energią ,ale od pokoleń nas programują że nie ,że się nie da itp. Do czasu aż przyjdzie ten co nie wie że się nie da i to zrobi. Pewnie już wszystko było ale udupiono bo za mały biznes na tym był a poza tym konsekwencją było zwiększenie niezależności społeczeństw.
    Brusek dobrze kombinuje. Banał bo banał ,ale nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku .. 🙂

    Polubione przez 3 ludzi

    • Ja też to podejrzewam. Bo największą zbrodnią, większą niż posiadanie narkotyków czy broni są dwa przestępstwa: odsprzedaż sąsiadowi energii i posiadanie rtęci. Uważam że w obu przypadkach chodzi o energię.

      Rtęci nie mam w dostatecznej ilości by zbudować XIX wieczny system darmowej energii, za to mam genialny sposób jak obejść prawo, to znaczy – jak dorobię się swojej darmowej elektrowni to udostępnię energię sąsiadom, ale rurami a nie drutami….

      Polubienie

  6. Jutro przeczytam uważnie. Wiem jedno, kiedyś mówili , że człowiek nigdy nie będzie latał jak ptak, a dziś lata. Ja tam chętnie bym się odciął od Taurona i PGNIG i innych zdzierców i był w pełni niezależny. Powinniśmy nauczyć się ujarzmić energię słońca i umiejętnie magazynować.
    Na tym pierwszym zdjęciu jest linka do rozrusznika, a w rozruszniku sprężynka, taka jak u mnie w kosiarce. Wiem bo nie dalej jak miesiąc temu, podczas odpalania kosiarki, w ręce została mnie linka i musiałem odkręcić i naprawić. 🙂
    Pozdrawiam i życzę powodzenia w dążeniu do uniezależnienia.

    Polubione przez 2 ludzi

  7. Witam; Przeczytałem cały artykuł uważnie, ponieważ temat ciekawy i cały czas jest na topie. Sam osobiście zajmowałem się tym tematem, oraz przeczytałem wiele różnych materiałów na te tematy. Przeprowadzałem różne eksperymenty i obliczenia. Bardzo często jest tak , że to co wyliczymy na papierze to ma się nijak do rzeczywistości. Dopiero próbna jazda pokazuje zalety i wady danego urządzenia. A więc do rzeczy. Mam parę uwag , do przedstawionych w tym artykule faktów ( wniosków ). Proponuję rozdzielić problem na dwie części. Oświetlenie i ogrzewanie.
    Numer jeden oświetlenie,tak naprawdę nie jest wielkim problemem, zważywszy , znikomą ilość energii potrzebnej do oświetlenia ( oświetlenie
    ledowe ). Pozostaje gotowanie, Płyta indukcyjna załatwia sprawę , jest oszczędna. Chłodzenie – Lodówka, Dzisiejsza lodówka na miesiąc kosztuje około -8zł. ( energia ). Czajnik do gotowania wody elektryczny,
    można dołączyć do kompletu. No jeszcze bym zapomniał TELEWIZOR.
    Osobiście go nie używam, stąd to zapomnienie. To jest grupa nr.1. Mały pobór energii elektrycznej. Grupa nr.2. Duży pobór. Pralka, Zamrażarka,
    Ciepła woda, Ogrzewanie domu. Grupa nr.3. Średni pobór. Żelazko, Odkurzacz, Suszarka do włosów, Elektro narzędzia. Tak więc mamy trzy
    grupy, poboru energii. O ile pierwszą i trzecią ,możemy jakoś przełknąć, to
    grupą drugą można się już udławić. To jest nasz największy problem, który musimy pokonać. Tak więc teraz mały odskok od tematu. Proszę zwrócić uwagę że wszystkie źródła energii dostarczanej dla nas mają zbliżoną cenę za kilowat. Czy to będzie prąd, gaz, benzyna, diesel, węgiel, drewno,
    pelet, miał, denaturat, nafta, I tak , co byśmy nie używali , to cena przeliczeniowa jest bardzo podobna, tak bardzo podobna, żeby się nie opłacało. Stąd jeden wniosek ,musimy zastosować inny zamiennik. Którego nie ma na liście. Co my tutaj mamy? Energia – Wiatru. Urzędnicy
    przewidzieli taką możliwość; stąd ograniczenie turbiny do 2-kw. Można więcej, ale uzyskany prąd trzeba odsprzedać do systemu. Sprzedajemy po
    15gr. – a odkupujemy po 1,5-zł. Tutaj dodam ,że na nasz dom średnio potrzeba około 10 – 12-kw. Na ogrzewanie całości. ( średnie wyliczenie ).
    Można to zmniejszyć stosując dobrą izolację, ( ocieplenie ). Oraz zakładając podłogowe ogrzewanie. ( niższa temperatura grzania ). Można dwie turbiny zastosować, po 2-kw. Może urzędnicy się nie zorientują. Jak
    by nie patrzył to wszystko jest mało. Co my tutaj jeszcze mamy? A naturalnie, ciepło naszej ziemi. Jest za darmo cały rok. Potrzeba ( najlepiej ) zrobić odwierty, tak jak do studni głębinowej. Znaczny koszt inwestycji.
    Można go obniżyć jak dobrze pomyślimy. Do tego pompa ciepła z Castoramy, Trochę rur, zaworów, kabli. Potrzebujemy zbiornik na wodę ,
    ocieplony z wężownicą. Akumulator ciepła. Im większy tym lepiej. Ale koszt wzrasta. Dochodzi przebudowa centralnego ogrzewania na podłogowe. Tak więc mamy problem z głowy, ciepła woda +ogrzewanie.
    Koszta poszybowały w górę. Można je obniżyć , używając z demobilu różnych urządzeń. Własna robocizna też znacznie obniża koszty. Tak więc na dachu wiatrowa energia, która zasila pompę ciepła. Taka pompa potrzebuje energii. Jesteśmy niezależni od ??? Licznik elektryczny zostawiamy, żeby nie kuło w oczy. Służy do oświetlenia + urządzenia dużej mocy. Jest oszczędnie i zarazem ciepło. Można to jeszcze wszystko
    zminimalizować. Potrzebna dogłębna analiza sytuacji i zapotrzebowań. To
    tak bardzo na skróty. Co do artykułu , jest dobry, jest pomysłowy, jest odkrywczy. Ja to wszystko przerobiłem , wypróbowałem. Oczywiście każdy ma inną sytuację i inne umiejętności. Straszenie jest zbędnym atrybutem. Jak nie spróbujemy , to się nie dowiemy, co i jak. Internet jest pełen głupot i oszołomów. To my musimy wybrać właściwe rozwiązanie. Przeanalizować swoje możliwości. Wynajęcie firmy do wykonania całości.
    Nasze koszty podbije o 100%. Tak więc można realizować to przedsięwzięcie etapami. Ocieplenie budynku. Centralne podłogowe, Akumulator ciepła, Instalacja, Odwiert ziemny. No jeśli nic nie potrafimy sami zrobić, to mamy przesrane. Ten temat jest dla pomysłowych Dobromirów. W zasadzie dotyczy domków z ogródkiem ( najlepiej ).
    W postach które przeczytałem jest sporo mądrości jak i również straszenia wilkiem z lasu. Nie bardzo wiem – rozumiem skąd się to bierze. Akumulatory zasadowe, mam 20-lat. Kupiłem używane. Tak na oko mają 30 lat. Działają ,są sprawne, Można je rozładować prawie do zera, i zawsze wracają do życia. Minusem jest mniejszy wydatek energii, oraz mniejsze jednostkowe napięcie. Jako – UPS- wspaniała sprawa. Nowe są drogie, Szwecja je robi, 20-lat gwarancji. Wprost nieśmiertelne. Dlatego są wycofane z życia codziennego. Alternator – dobre urządzenie. Ładuje prawie w całym zakresie obrotów. Duży może zasilić grzałki. Grzałka nie potrzebuje stabilizacji, częstotliwości, przetwornicy, zamiany stałego na zmienny i odwrotnie. Jaki prąd dostanie to grzeje i jest zadowolona. Duży plus. Wyliczenia i kalkulacje, to temat który się ciągle zmienia, zawsze na gorzej. My mamy kupować , kupować, kupować. Albo – płacić, płacić, itd.
    – itp. Przy okazji ,informacja. Jest coś takiego jak internet bez cenzury, bez
    serwerów, To coś nazywa się -ZeroNet- Każdy może z tego korzystać , są filmy, blogi, informacje. Wystarczy zainstalowanie, programu który jest na wszystkie dystrybucje, Windows,Mac, Linux. Całkowita wolność słowa, i myśli. Ciekawe i interesujące sprawy. Pozdrawiam.
    PS. jak są pytania to pytać, postaram się odpowiedzieć.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Witam i dziękuję.

      Od lat działam na styku różnych „branż”, w tym mam kontakt z „wiatrakowcami” oraz „fotowoltaikami”. Nie będę Państwu przytaczał naukowych artykułów i opracowań wyliczających, że te źródła zasilania są zupełnie nieekonomiczne i mogą służyć jedynie do okresowego doładowywania „naszego systemu energetycznego”. Jak kto chce, to poszukam i jakiś „kwiatek podrzucę”…

      Panie Tomaszu, dokładnie o tym napisałem! Podzieliłem nasze domowe „pożeracze energii” na kategorie i proponuję te „rozchody” stopniowo zamieniać na „naszą niezależną i darmową energię”. Żadnych rewolucji, zewnętrznych firm, wielkich inwestycji! Energię wiatrową i słoneczną zostawiamy na sam koniec (może do tego dojść jeszcze silnik Stirlinga, pompa ciepła itd) – ale jako uzupełnienie systemu.

      Podstawowy błąd „wiatrakowców” oraz „fotowoltaików” bierze się stąd, że chcą naszą „domową wyspę energetyczną” zasilić jednym z tych dwóch albo tymi dwoma źródłami energii. To zupełnie błędne podejście.

      Prawidłowa droga prowadząca do celu, jakim jest darmowa i niezależna od nikogo energia to pomiary naszych „pożeraczy prądu”, uświadomienie sobie jak w ciągu każdego dnia tygodnia tą energię zużywamy – czyli sporo pomiarów i wykresów. „Rozpoznanie wroga”… 🙂

      Dopiero wtedy możemy oszacować ilość energii jaką musimy zmagazynować w naszej elektrowni szczytowo-pompowej, czyli akumulatorach. Bo to jest nasz największy wydatek w całym przedsięwzięciu. Ilość akumulatorów potrzebnych docelowo, możemy podzielić na ilość mniejszą, a potrzebną w pierwszym etapie, gdy będziemy się odcinać „od prądu” i ilość większą – potrzebną przy „odcinaniu się od rury z gazem”.

      A najważniejsze co chciałem osiągnąć pisząc powyższy tekst, to uświadomienie Czytelnikowi, że każdy może stać się niezależny energetycznie, jest to tanie i dla każdego dostępne. Można to robić etapami, wkładając swoją pracę i niewielkie pieniądze, a stopniowe „odcinanie się” od zewnętrznych wydatków na energię, pozwala nam na przeniesienie zaoszczędzonych kwot na inwestowanie w kolejne etapy naszych działań…

      I że warto to wszystko przemyśleć, bo lepiej już u nas i na świecie nie będzie…

      PS

      A ja i tak swoje będę robił czy ktoś tego chce czy nie…

      PS2
      Akumulatory zasadowe są produkowane na Ukrainie (pod Lwowem i w Kijowie) oraz w Rosji. Firmy mają przedstawicielstwa w Polsce, a rosyjska firma chyba też produkuje a nie tylko serwisuje swoje akumulatory pod Warszawą. Ten typ akumulatorów to podstawa przemysłu ciężkiego, górnictwa i transportu.

      Polubione przez 2 ludzi

      • Panie Brusku,
        W odpowiedzi na ten post i pana odpowiedzi na mój ostatni post wyżej:
        1 Mąci pan ludziom w głowach. Jaką moc CHCE Pan uzyskać z kawałka zwisającego łańcucha w silniku grawitacyjnym Pana koncepcji ?????? Jakkolwiek gruby i ciężki i długi będzie łańcuch moc na wyjściu to będą waty ( kilkanaście może ) a nie potrzebne kW !
        2 Jak Pan chce ładować akumulatory , skoro odcina się Pan od paliw i generatorów ????
        3 Nie można gwałcić praw fizyki i zasady zachowania energii . Skoro musi Pan dużo wydać na obsługę domu ( prąd , ogrzewanie ) TO MUSI PAN WIĘCEJ WŁOŻYĆ ( bo straty na przesyle, przetworzeniu energii) . Nie ma perpetuum mobile !!!! Energię skądś trzeba wziąć !!!

        Polubione przez 3 ludzi

        • Energię bierzemy z grawitacji. 0,5 kW tylko – ale przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Jeżeli moja koncepcja jest prawidłowa, to wzmacniacz grawitacyjny powinien zwiększyć moc dwukrotnie co najmniej – czyli że im będzie większa masa urządzenia to wzrośnie odpowiednio produkowana energia.. W kolejnym etapie uzyskujemy energię obrotu ze zwykłej sprężyny. Opisałem to w miarę przystępnie.
          Amatorskie konstrukcje dają już teraz około 1 kW. Ale robimy coś „lepszego” a nie powielamy garażowe wynalazki…

          „Kawałek zwisającego łańcucha” po próbach domowo-garażowych odrzuciłem jako ciekawostkę – choć mam wystarczająco „miejsca w pionie”, hałas cały czas wytwarzany dyskwalifikuje „patent”, bez względu na masę / moc.

          Proszę sobie dokręcić ośkę koła rowerowego do pionowej deski. Na kole „ułożyć” odpowiednio i przypiąć do niego zwykłymi „trytytkami” zwyczajne butelki „PET”, nalać wody i zobaczyć że się samo kręci. Obroty małe, moc niewielka, ale zasada działania oczywista. Ale od tej prostej zabawy z fizyką przechodzimy do „optymalizacji”, bo „kołem z butelkami z wodą” możemy jedynie lampkę LED zaświecić.

          Proszę sobie zadać pytanie: co powoduje że koło się kręci – w rowerze, samochodzie. Proszę zauważyć, że „koło jakie znamy”, jest szczególnym przypadkiem koła ogólnego”, czyli niewspółosiowego. Doszedł do tego nasz genialny rodak a jego pojazd stoi sobie w muzeum pod Poznaniem – jawnie kpiąc z niedouczonego tłumu zwiedzających.

          Z tego pomysłu wynikają nieprawdopodobne możliwości, czyli na przykład: poruszanie się pojazdu tylko za pomocą jego masy własnej!

          Spalanie czegokolwiek, czy korzystanie z innych form energii (wiatr, słońce, fale i przepływająca woda) – zostawiamy na boku jako ewentualne uzupełnienie energii naszego systemu…

          A tak przy okazji. Kiedyś wymyśliłem ale nie mam serca do patentowania – układ do odzyskiwania energii z wiatru, przepływającej wody itd. Przy tym, można pozyskiwać energię z wody która bardzo wolno płynie – nie trzeba jej spiętrzać. Ważna jest masa wody. Podszedłem do tematu jak zwykle nieszablonowo i wykorzystałem to z czym „od zawsze walczą lotnicy”. Czyli budujemy „niestabilne skrzydło”, które wpada samoczynnie w drgania. Proste jak drewniany cep!

          Zgodnie z tą samą zasadą możemy odzyskiwać całkiem sporą energię jaką traci pojazd poruszający się po nierównej drodze. On cały czas drga – a drgania są tłumione amortyzatorami i wahaczami. Przecież te drgania można wykorzystać! Na idealnej jak stół drodze wynalazek nie działa…

          Tak samo, możemy odzyskiwać energię na „łajbie”. Wykorzystując zarówno pionowe ruchy statku jak i „ruchy fal”. Też proste do wykonania.

          No, chyba już wszyscy wszystko wiedzą… 🙂

          Polubione przez 3 ludzi

      • Dzięki; to prawda, lepiej nie będzie. Więc trzeba być nie zależnym, dosłownie i w przenośni. Na rosyjskich stronach, ludzie mają ciekawe pomysły. Proste i zarazem pomysłowe, warto tam zajrzeć. Pozdrawiam.

        Polubienie

  8. Przecztałem tylko wst,epniak. Żadnych komentarzy.
    Jako prosty umysł posługuję się tylko prostymi rzeczami.
    Prostota wyklucza komplikacje.
    Jeśli system składa się z trzech albo więcej elementów- odrzucam. Komplikacjje nie są warte efektów.

    Energia marnuje się wokół. Strumyk przez podwórko- może to być 300 albo 1800 W. Koło wodne, alternator… ordynarne grzanie CW albo wspo,aganie CO.

    Wiatrak, też poza siecią. Bez synchronizacji. 12 V, Druga instalacja, też może być korzystna.

    Strumyki. Małe, ale sprawa wielka, zwłaszcza na zamieszkałych stokach. Setki małych tam. Z każdej kilkaset watów mocy. Kilka tysięcy może.

    Po mazurskich równinach płyną km3 wody. Niech ona tyra dla nas. Teraz chyba przepisy zabraniają.

    Klimatyczne zmiany stworzą krótkotwałe okresy deszczowe i długie okresy suszy. Miliony małych tam złagodzą proces i może go odwrócą? Ograniczą zużycie paliw. Woda zasili nasz świat równomierniej/

    Świat ma być całością. Tak został stworzony. Dla luka- murzyni produkują nawóz, a biali technologie…i nawóz… kto jest bardziej przydatny?
    Sam się zastanawiam.

    Energrtyka jest, moim zdaniem, systemem zniewalania narodów. Wyznacznikiem wolności też- jeśli nam pozwolą- dają więcej wolności.

    Pytanie- jak uniknąć G5, zadane na forum.
    Nie da sie. To element systemu.

    Wygrać musi KOB- przeskok duży, ąle późno jest. Ludzkości trzeba innego podejścia i nie jest to tzw praktykowana obecnie „demokracja”. Ta „demokracja”- to więziene.

    Polubione przez 4 ludzi

  9. Witam; Wszystko się zgadza ,jak powyżej. Ale trzeba dodać. Energia to WŁADZA-, kto panuje nad energią , to sprawuje władzę. I w tym momencie nikt z tego nie zrezygnuje, po trupach ale będzie starał się to utrzymać. Od nowego roku, podwyżki energii. Można trochę oszczędzić,
    ile to przyniesie korzyści? JAKAŚ alternatywa by się przydała, ( na pewno ). Coś co by było mało widoczne, i w miarę skuteczne. Trudne do wykrycia i opodatkowania. Marzenie ściętej głowy. Idą święta, zielona choinka, a na niej sześcioramienna gwiazda. Pod nią prezenty od
    zarządzających, wiele prezentów. Nowe przepisy, nowe cenniki, nowe rozporządzenia. A bym zapomniał, podwyżki wszystkiej energii, tak całkiem przypadkowo kompleksowo. To tylko jest czysty przypadek. I my stojący pod tą choinką, smutni, zamyśleni, zmęczeni. Jest takie powiedzenie, Nie ma tak źle, – żeby nie mogło być gorzej. Aby do Wielkanocy; Pozdrawiam.

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz